Od samego rana była piękna, słoneczna pogoda. Z pewnością wpływało to na morale grupy i pozwalało zapomnieć o nie tak dawnych trudach związanych z przeciwnym wiatrem. Jechaliśmy dość żwawo, choć sama jazda niemiłosiernie się dłużyła. Jakimś urozmaiceniem, choć niezbyt przyjemnym, był 20km odcinek szutrów. Mimo całkiem niezłej mobilizacji obiad zjedliśmy dość późno i tym samym na przejściu granicznym pojawiliśmy się później niż planowaliśmy. Jakby tego było mało celnicy łotewscy nie chcieli nas puścić ze względu na autokar, gdyż przejście stadardowo nie obsługiwało dużych samochodów.
Koniec końców, musieliśmy uderzać 45km dalej na inne przejście. Niestety pogoda zaczęła się psuć: zrobiło się chłodno, a i momentami kropił deszcz. Przypomniał sobie o nas także pan wicher i nie dawał nam spokoju przez kilkanaście kilometrów. My jednak byliśmy zdeterminowani dotrzeć na Łotwę tego dnia i nam się to udało. Co prawda celnicy co nieco się czepiali naszego autokaru, ale ostatecznie puścili nas na teren Łotwy.
Niestety - pora była już naprawdę późna i było zimno. Zapadła decyzja, że podobnie jak kilka dni wcześniej udamy się autokarem na tury do miasta, gdzie czekał na nas nocleg. Różnica tym razem polegała na tym, że ekipa, która wsiadła najpierw do Jelcza przygotowywała nocleg i kolację, a pozostała część grupy zdążyła dotrzeć do Jelgavy, zanim autokar wrócił po nich.
DST: 109km (141km)
AVS: 22,8km/h