Tego dnia za dużo się nie działo. Ponieważ autobus do Sofii odjeżdżał po południu, postanowiliśmy zobaczyć to, czego nie udało nam się zobaczyć 2 dni wcześniej. Po zdaniu samochodu, wzdłuż wybrzeża przespacerowaliśmy do Białej Wieży i pobliskiego Muzeum Archeologicznego. Bronka, jako studentka UE weszła do środka za darmo, natomiast ja z Zapałem w cieniu wspomnianej wieży niespiesznie wypiliśmy po piwie. Upał zaczął się robić nieznośny, więc z dalszego spaceru zrezygnowaliśmy. Pobyt w Salonikach zakończyliśmy tradycyjną wizytą w psiarni, zabraliśmy bagaże z hotelu i podjechaliśmy autobusem w okolice dworca kolejowego.
Tego dnia również utwierdziliśmy się w stereotypie Greka - leniucha i nieroba. Mimo, że był środek dnia, gdzie w normalnym kraju ludzie siedzą w pracy - tutaj kawiarnie były pełne młodych ludzi sączących eleganckie drinki. Wszystko to oczywiście za pieniądze z zasiłków fundowanych przez Unię. Ponadto wszystko strajkowało - muzeum w Białej Wieży, komunikacja miejska, koleje, nawet Pizza Hut. Gdy w jednej z uliczek zobaczyłem opancerzony autobus policyjny i gromadzących się "oburzonych", stwierdziłem, że najwyższy czas opuścić to miasto.
Podróż do Sofii upłynęła bez większych przygód, nie licząc godzinnego postoju na granicy spowodowanego jakimś zamieszaniem z jadącym z nami Pakistańczykiem. W Sofii z dworca autobusowego wzięliśmy taksówkę do hostelu Mostel, który opuściliśmy zaledwie niecałe dwa tygodnie wcześniej. Tym razem trafił nam się nowszy apartament w kamienicy położonej około pół kilometra od hostelu. Ponieważ głód nam doskwierał obsługa z hostelu wskazała nam pobliską całodobową pizzerię Ugo - po pobycie w Grecji fajnie znów było popatrzeć na ceny jedzenia i picia.